No to jest pięknie. Żuk po wizycie w ostatnim ASO na świecie ma znowu sprawny przedni zawias. Pan, który się autem zajmował, pracuje tam już ponad 30 lat i naprawiał mi kiedyś niebieską Nysę z fotki. Stoi przy niej mój Tata – jej właściciel. Ja, jako kierowca przejechałem tym autem całkiem sporo tysięcy kilometrów. A teraz ten sam mechanik naprawił Żuka.
Wymienione zostały sworznie zawieszenia przedniego (stare wytrzymały 40 tys. km.), ale nie wszystkie. Do tego skasowany został luz na jednej zwrotnicy, oraz podgrzane zostały i wyprostowane tzw. saksofony – czyli łączniki wahaczy górnych i dolnych. To one najbardziej dostały w czasie trasy afrykańskiej i to z ich powodu przednie koła rozeszły się na zewnątrz. W Żuku została wykonana geometria zawieszenia i wszystko teraz będzie prosto i ładnie.
A jak cenowo? Nie najgorzej. Części pochłonęły 350 zł, do tego 250 zł robocizna. Zalety życia w mniejszym mieście;-) Ale żeby nie było za różowo – padł główny akumulator i bardzo mnie ten fakt irytuje. To już kolejna śmierć akumulatora i kolejny koszt do poniesienia. A jeszcze kilka dni temu palił bez zająknienia. Na szczęście ten na gwarancji, więc zobaczymy co się stanie.
Co zostało do zrobienia? Muszę poprawić łapy bagażnika, wymienić przednie amortyzatory i zrobić roszady oponiarskie na felgach. Udało mi się okazyjnie kupić jedną oponę o identycznej rzeźbie jak posiadane, więc dysponujemy czterema kołami jezdnymi i dwoma „takimi sobie” zapasowymi. Wolałbym nieco lepsze te zapasy, ale szkoda mi wywalić 660 zł na dwie nowe opony. Skoczę jeszcze do takiej dużej oponiarni z używanymi gumami i czegoś poszukam taniej.
Do startu pozostały dwa tygodnie. Jesteśmy prawie gotowi;-)