Specjalnie dla wszystkich marzących o udziale w Złombolu, lub chcących
po prostu pojechać autem w świat – cykl porad okołomotoryzacyjnych. Co, z
czym i do czego, czyli jak dojechać i wrócić. Planuję cykl porad, opisujących różne auta i różne opcje do rozważenia i mam nadzieję że zachęci to sporo osób do wstania z przed komputera i powiedzenia sobie – „DOŚĆ! PORA RUSZYĆ!”. Będę starał się pisać obiektywnie, ale czasem subiektywizm zaburza ocenę, wybaczcie więc;-)
po prostu pojechać autem w świat – cykl porad okołomotoryzacyjnych. Co, z
czym i do czego, czyli jak dojechać i wrócić. Planuję cykl porad, opisujących różne auta i różne opcje do rozważenia i mam nadzieję że zachęci to sporo osób do wstania z przed komputera i powiedzenia sobie – „DOŚĆ! PORA RUSZYĆ!”. Będę starał się pisać obiektywnie, ale czasem subiektywizm zaburza ocenę, wybaczcie więc;-)
Nie ma dobrej pory na zrobienie czegoś konkretnego. Nie planujcie więc wielkiej wyprawy na koniec, albo dookoła świata, jeśli jeszcze nigdzie nie byliście. Najpierw trzeba sprawdzić i poczuć czy to jest to czego szukacie. Okazać się może bowiem ze zew przygody nie jest na tyle silny aby wygrać z żyłką domatora. Nie dowiecie się jeśli nie spróbujecie.
Idealnym przykładem imprezy gdzie można w dość bezpieczny sposób skonfrontować swoje oczekiwania z rzeczywistością jest rajd charytatywny Złombol. Teraz będzie krótkie info dla nowych czytelników – Złombol to ekstremalny rajd autami komunistycznej konstrukcji na jeden z „końców” Europy. Nie ma trasy, punktów kontrolnych, mierzenia czasu, itp. Jest tylko Start, Meta, charytatywny i zbożny cel, oraz walka z maszyną i samym sobą. Trzeba sporo uporu i samozaparcia, aby dotrzeć do celu, ale można zawsze liczyć na bezinteresowną pomoc innych załóg. Są ludzie którzy przed startem w Złombolu nie mieli pojęcia o mechanice, a po powrocie rozbierają zawieszenie w Żuku z zamkniętymi oczami (pewnie gorzej ze składaniem, ale wszystko wymaga praktyki;-).
Złombol zbiera kasę na dzieci z Domów Dziecka na Śląsku i ma w tym niezłe wyniki. To najważniejszy cel tej imprezy, ale to co przeżyją i czego doświadczą uczestnicy należy wyłącznie do nich samych. Dla wielu osób/załóg jest to przygoda życia, którą rokrocznie powtarzają. Poczytajcie zresztą sami na stronie www.zlombol.pl, szczególnie w dziale Forum. A ja przybliżę w pigułce co zrobić aby pojechać samodzielnie.
Po pierwsze trzeba się zastanowić czy chcecie jechać swoim autem, czy dołączyć do kogoś. To dość trudny wybór – bo koszty imprezy nie są niskie. Przyjmuje się że dla auta osobowego typu Polonez, czy Duży Fiat – trzeba przygotować ok. 2000 zł na osobę na dwa tygodnie, przy wyjeździe w 4 osoby. Kwota ta jest uśredniona, są załogi wydające mniej, są i takie które wydają więcej. W 2000 zł zawiera się paliwo do auta, opłaty za nie na autostradach, jedzenie i spanie. W przypadku auta większego jak Żuk czy Nysa – mieści się tam więcej osób, ale auto pali więcej, oraz drożej kosztuje na parkingach i autostradach, przyjąć więc trzeba podobną kwotę.
Chcąc jechać swoim autem, o ile go jeszcze nie macie – trzeba je kupić, zarejestrować, ubezpieczyć, oraz przeprowadzić niezbędne prace naprawcze, modernizacyjne i zgromadzić pewien zapas części. O konkretnych autach i sumach będę pisał w kolejnych odcinkach cyklu, na razie tylko sygnalizuję sprawy jakie trzeba uwzględnić.
Są ludzie lubiący kupić auto w ostatniej chwili, zmienić w nim olej i pojechać na tzw. pałę. Owszem, to ciekawe wyzwanie, ale ryzykowne. Są tacy którzy po dotarciu na miejsce takie auto „kasują” i wracają samolotem. Inny typ to ludzie szykujący auto do wielu wypraw, wkładający w nie sporo serca, kupę kasy i pracy. Ci nigdy nie zostawią swojej maszyny na pastwę szrotu i za wszelką cenę naprawią, dojadą i wrócą (to ja;-). Ostatnią chyba grupą są ludzie którzy co roku jadą w Złombolu, ale za każdym razem innym autem. Cieszy ich po prostu odkrywanie różnic;-)
Do kwestii auta dochodzi jeszcze kwestia załogi. Tutaj jest bardzo różnie, zdarza się za załogi się rozpadają jeszcze przed startem, czasem komuś coś wypadnie i nie może jechać, itp. Tuż przed startem Złombola częste jest poszukiwanie załogantów – jeśli ktoś lubi taką rosyjską ruletkę i chce pojechać w „last minute” to trzeba tylko przygotować kasę, trochę sprzętu i czyhać na Złombolowym forum na ogłoszenia poszukujące załogi. Jeśli zaś sami chcecie zebrać własną załogę – nie zapomnijcie o ewentualnej liście rezerwowej. U nas w tym roku ekipa pierwotna wykruszyła się całkowicie i pojechał ktoś inny…
Zdarza się niestety że załoga jest niedopasowana i pojawiają się kwasy. Szczególnie dotyczy to załóg z „last minute”, ludzie się po prostu nie znają i stąd pewne tarcia. Słyszałem o wypadkach gdzie obrażony załogant pakował się do samolotu i wracał do domu. Dlatego moim skromnym zdaniem – lepiej mieć swoją załogę, złożoną z dobrze znanych i wypróbowanych ludzi. Całkiem niegłupim pomysłem jest kilka wspólnych wyjazdów krótkich – gdzieś w najbliższej okolicy i sprawdzenie pewnych rozwiązań i wzajemnej współpracy.
Są oczywiście miłośnicy pełnego spontanu i „jakoś to będzie”. Ich wola i ich zabawa – jeśli tylko to im odpowiada to czemu nie. Akurat ja należę do osób które lubią sprawy zaplanować i w ramach pewnego planu się poruszać, nie wykluczam przy tym jego modyfikacji i to znacznych, ale sam plan jako taki być musi;-)
Złombol 2014 odbywał się w krajach członkowskich UE, więc nie było problemu z różnymi walutami (nie licząc forinta przez chwilę), dlatego też jako załoga dokonaliśmy ruchu, który zaoszczędził nam sporo problemów. Przed samym wyjazdem każdy członek załogi położył na wspólnej kupce 1500 zł. Pieniądze te wymieniliśmy w kantorze, uzyskując przy okazji lepszy kurs. Całą kasę trzymał mianowany na tę okazję kwatermistrz i dokonywał wszelkich wspólnych płatności. Nie bawiliśmy się w pilnowanie czyje jest jedzenie, napoje itp. Kupowaliśmy wspólnie wszystko co niezbędne w podróży, płaciliśmy za paliwo, pożywienie, alkohol, bary, campingi itp. Tylko ewentualne pamiątki każdy opłacał ze swojej kieszeni.
Zebrana kwota okazała się zbyt mała (mieliśmy tego świadomość) i nieco dołożyliśmy do niej po drodze, w naszym przypadku całkowity koszt podróży w pięć osób Żukiem zamknął się w kwocie ok. 2200 zł na osobę. Gdybyśmy zrezygnowali z kilku atrakcji kulinarnych w Barcelonie – zeszlibyśmy do ok. 2000 zł 😉 W przypadku gdyby pozostały nam jakieś wspólne pieniądze – zostałyby one wymienione na złotówki i podzielone na pięć po powrocie do kraju. Tak to zaplanowaliśmy. Obserwując inne załogi – nasz plan wspólnej kasy oszczędził sporo czasu i nerwów, dlatego też z czystym sumieniem polecam takie rozwiązanie załogom które się znają ciut lepiej;-)
Co trzeba przygotować na wyjazd i jak się spakować? Przede wszystkim warto zrobić sobie listę rzeczy do zabrania, bo bez niej łatwo pojechać ze świetną kuchenką, ale bez patelni. Owszem, wszystko można dokupić, tylko po co? Podstawa to zestaw ubrań, zestaw sprzętu do spania i zestaw sprzętu do jedzenia. Każdy sam wybiera co woli i co chce zabrać. Są zwolennicy zabierania stołów, krzeseł, grilla i co tam jeszcze da się upchnąć, są i tacy co lubią siedzieć na ziemi i im to wystarcza.
Przed wyjazdem trzeba też przygotować dokumenty. Sprawdzamy czy jedziemy przez kraje należące do UE i czy wystarczy sam dowód osobisty, czy potrzebny jest ważny paszport. Niektóre kraje jak np. Andorra mimo że nie są w UE, honorują wjazd na podstawie dowodu osobistego kraju członkowskiego UE. Warto wyrobić też kartę EKUZ – czyli europejskiego ubezpieczenia zdrowotnego. Załatwia się to w oddziale NFZ praktycznie od ręki. Nie zaszkodzi pomyśleć o dodatkowym ubezpieczeniu podróżnym – w PZU kosztuje ono ok. 70-80 zł i przyda się szczególnie w krajach o słabszej infrastrukturze medycznej. W przypadku wyjazdu własnym autem oczywiście jego ubezpieczenie, przegląd techniczny i warto dokupić assistance obejmujące długie holowanie na wypadek awarii uniemożliwiającej dalszą jazdę.
Jak napisałem na początku – Złombol jest dość bezpiecznym, choć niełatwym poligonem doświadczalnym. Pozwala sprawdzić samego siebie i pomysł podróżowania w taki nieco zwariowany sposób. Może to być sposób na stosunkowo niedrogie zwiedzanie (za takie pieniądze nie przeżyjecie nic ciekawego na all inclusive w Egipcie) sporego kawałka świata, albo wręcz sposób na życie. Wszystko zależy od Was…