Pogoda piękna, poranek uroczy, więc o 11:00 ruszamy z Michałem po bagażnik do Żuka. Celem jest nieduża wieś niedaleko Zwolenia (okolice Radomia). Leży tam i czeka na mnie cudnej urody bagażnik dachowy. Dokładnie taki jaki chciałem, do tego niepowykrzywiany itp. Żuk był chętny na taką wyprawę, aż merdał antenką. Na desce rozdzielczej osadziłem stosownego pieska aby fura nabrała lanserskiego charakteru;-)
Do wyboru mieliśmy nudną dwupasmówkę do Radomia, lub krętą jednojezdniówkę przez Górę Kalwarię. Jako że Le Żuk nie ma potrzeby wyprzedzania czegokolwiek i raczej sam jest wyprzedzany – wybraliśmy bardziej urozmaiconą drogę. Spokojnie nawijaliśmy kilometry na koła, maszyna szła jak przeciąg;-) Po dwóch godzinach z niewielkim hakiem osiągnęliśmy cel. Oto mroczny obiekt mego pożądania.
Jest to bagażnik dla ekip remontowo-budowlanych, z panelami na reklamę (których aktualnie brak, ale się dorobi). Wielki i pojemny, stosunkowo lekki. Okazało się niestety że na dach Żuka nie da się go założyć, bo ma ciut za krótkie łapki (lub Żuk ma zbyt wysoki dach od rynienek – brakło ze 3-4 cm). Dało by się zapiąć go po jednej tylko stronie do rynienki, ale nie chcieliśmy kombinować z mocowaniem sznurkami itp. Szybki demontaż łap i wsunęliśmy go do bagażnika. Trochę wystawał, ale kto by się tym przejmował;-) Paracord, wiązanie klapy aby nie latała i jedziemy do Warszawy. Cena bagażnika to 320 zł, koszt dojazdu 100 zł. Kurierem nie byłoby taniej ze względu na wymiary, a przy okazji Żuk miał test wygłuszenia.
W drodze powrotnej było miło i przyjemnie, dodatkowa wentylacja zapewniła doznania jak w aucie z klimą. Tym niemniej hałas nie wzrósł jakoś drastycznie. Podczas podróży cały czas poziom dźwięku oscylował w okolicach 76 dB, co jest dobrym wynikiem jak na brak mieszka dźwigni zmiany biegów i otwartą klapę tylną;-) Natomiast nie było żadnych wibracji i rezonansów – to zdecydowanie miła wiadomość. Ponadto jest wyraźnie ciszej w stosunku do pamiętnej pierwszej jazdy, spokojnie sobie rozmawialiśmy z Michałem i nie byliśmy ogłuszeni hałasem.
Bagażnik zostanie przystosowany do dachu Żuka – dospawam przedłużenia łap i spokojnie zajmie prawie cały dach, co jest o tyle dobre, że odpada mi problem mocowania dodatkowego pałąka na halogeny dachowe – po prostu zostaną zamocowane do bagażnika. Będzie wypas.
W sumie cała wyprawa zajęła 5,5 godziny niespiesznej jazdy. Było całkiem miło, przejechaliśmy 250 km i spokojnie damy radę na Złombolu wysiedzieć w Żuku całą trasę (chyba;-)