Dzień piękny, nie można go było zmarnować. Le Żuk został wystawiony z garażu na słoneczko, chwilkę poczekał i wjechał na myjnię, gdzie karcherem umyłem całą podłogę od dołu, usuwając na oko z 10 kg żyznej ziemi. Irytowało mnie bowiem że po każdym puknięciu gdziekolwiek młotkiem – sypało się z pod niego. Oczywiście on miał prawo być tą ziemią oblepiony w całości, bo w końcu autem pracującym był, ale miałem dość ciągłego zamiatania wokół auta;-)
Tak więc karcher, ciśnienie i jazda. Dwukrotne mycie, z przerwą na namaczanie, nawilżanie i nasączanie, aby błotko radośnie odpadało. Dało radę, aczkolwiek jeszcze całkiem sporo ziemi pod nim wisi. Ta zostanie jednak usunięta dopiero na podnośniku, bo inaczej nie ma jak podejść lancą.
Potem Żuczek sobie postał na słoneczku i powysychał, a ja w tym czasie zdemontowałem za pomocą diaxa resztę oświetlenia z tyłu. Bez tego narzędzia – zero szans, śruby stały dęba. Nowe lampy kosztują dosłownie kilka złotych, więc nie ma problemu. Wykonałem tez otwory montażowe pomiędzy kloszami tylnych lamp – będą tak jak pisałem wczoraj – trzy, a nie dwie jak dotychczas.
Polimer sobie polimeryzuje i ze szczęścia czernieje;-)
Po zakończeniu prac demotażowych – tarcza z papierem ściernym na maszynę i naprzód do boju! Wyczyściłem tylny pas, wszystkie miejsca gdzie wykwitała korozja zostały oczyszczone i zabezpieczone preparatem polimeryzującym rdzę.
W dniu 6.04 w Warszawie jest rozpoczęcie sezonu Youngtimer Warsaw i Żuczek ma na nim być. Muszę mieć przynajmniej częściowo skończone wnętrze z tyłu i zrobioną elektrykę na tylnym pasie, abym mógł jechać. Tak więc nie ma na co czekać, tylko trzeba ciąć, spawać i montować;-)