Ostatni weekend sierpnia był sporym wyzwaniem dla nas i Żuczka, oraz kilku naszych znajomych;-) Aby przetestować nasze wyposażenie campingowe, wybraliśmy się na małą wyprawę w okolice Nowego Dworu Mazowieckiego. Pojechał z nami jeden z naszych złombolowych załogantów – Piotrek Kuć. Chcieliśmy popiknikować nad Wisłą i w tym celu wybraliśmy gustowne miejsce na zakolu rzeki, po wewnętrznej stronie. Podczas próby dojazdu do upragnionego celu – zakopaliśmy się po osie w piasku;-)
Szybki telefon do przyjaciela i Kaktus z Izą są po 40 minutach u nas Jeepem z liną. Chwila moment i Żuk wyciągnięty. Wskazali nam przy okazji fajniejsze miejsce na obozowisko i idąc (jadąc) za ich radą – przemieściliśmy się kawałek dalej, nad martwą odnogę Wisły. Cisza, spokój, kontakt z naturą. Dla Kaktusa i Izy serdeczne podziękowania za sprawne wyciągnięcie z opresji.
Rozpoczęliśmy zabawę z rozwieszeniem hamaków. Musiałem sporo pokombinować, aby zamocować je do bagażnika Żukowego i tak ustawić aby oba mieściły się pod wspólnym tarpem. Użyłem mózgu, oraz różnych linek i wykonałem gustowną pajęczynę;-) Hamaki i tarp produkcji DD Hammocks (dostępne w TierOne – link macie z boku) idealnie się sprawdziły. Tarp w rozmiarze XL – 4,5×3 metry osłonił obydwa hamaki, a następnego dnia służył za testowy daszek przeciwsłoneczny. W zapasie mieliśmy jeszcze tarp 3×3 metra, ale nie został użyty.
Podczas obciążania hamaków naszymi odwłokami – Żuczek przechylił się dość mocno, ale nie na tyle aby się wywrócić;-) Bagażnik zniósł nasze obciążenie śpiewająco, pewną wadą było jedynie to że ruch jednej osoby w hamaku powodował huśtanie drugiego hamaka, bo pracowało zawieszenie auta. Z jednej strony było to nawet przyjemne, ale pomyślę jeszcze nad jakąś zgrabną, opuszczaną podporą, aby auto stało stabilniej. Noc spędziliśmy w hamakach bardzo miło, gdybyśmy mieli pewność że nie będzie padać (a oczywiście nie padało), to nie rozpinałbym płachty – spalibyśmy wprost pod gwiazdami;-) Nadrobimy w Hiszpanii…
Ja miałem za sobą już kilkanaście nocy w hamaku, dla Sylwii był to pierwszy raz. Z porannych zeznań wynika że jest bardzo zadowolona ze swojego hamaka i że jeszcze w życiu się tak nie wyspała na wyjeździe. Rano nie odkryła nowych mięśni, ścięgien i kości – nic nie bolało, ciałko wyhuśtane w hamaku, człowiek znakomicie wyspany i wypoczęty. Nasze odczucia się pokrywają i oboje widzimy że hamak to doskonały wybór. Moskitiera zintegrowana doskonale ograniczała dostęp wszelkiego robactwa, dzięki czemu sen był niczym nie zakłócany…
Przetestowaliśmy też krzesełka turystyczne, oraz zgrabny, nieduży stoliczek. Świetnie sprawdził się nasz czajnik Survival Kettle (tak, też w TierOne mają) – woda na kawę, zupkę i herbatę gotowała się w kilka minut. Cała tajemnica tkwi w drobnych patyczkach, drobnym papierze i igliwiu – towar do palenia musi być drobniutki i od razu zajmować się ogniem. Czajnik ten pozwoli nam zabrać znacznie mniej gazu na wyjazd, bo wrzątek robi się w nim szybko i sprawnie.
Testy prysznica niestety nie zostały wykonane, bo zapomnieliśmy zabrać zakupionej w Decathlonie kabiny prysznicowej;-) Bywa i tak niestety;-) Tym niemniej z analizy teoretycznej wynika że trzeba przedłużyć wężyk prysznicowy dla większej wygody i możliwości odsunięcia kabiny od auta podczas kąpieli. Unikniemy w ten sposób błotka przy aucie.
W niedzielny poranek zdjąłem tarpa z nad hamaków i przy pomocy kilku linek i masztów od Marvina (dzięki Ci wielkie za ten zestaw – jest świetny), ze starego polskiego namiotu – wykonaliśmy daszek przeciwsłoneczny w kilku konfiguracjach. Używaliśmy tarpa 4,5×3 metry, krótszym bokiem do auta. Na fotkach sami widzicie jak fajnie można go mocować. Tam gdzie tarp jest „załamany” jego uszka przechodzą przez maszty, dzięki czemu nie powiewa na wietrze. Każdy maszt ma tylko jeden odciąg, pod kątem 45 stopni, ale na wietrzną pogodę można zastosować po dwa. Użyjemy wściekle pomarańczowych linek, aby nie potykać się o nie;-)
Ten element wyposażenia okazał się bardzo przydatny i wygodny, bo słoneczko z rana poświeciło dość mocno, a my mieliśmy przyjemny cień. Maszty możemy składać w dowolnej konfiguracji, mogą być też wyższe i tarp może być ukośnie. Trzeba tylko zakupić kilka dużych karabińczyków z plastiku, aby móc szybko przepinać linki do uszek w tarpie, oraz mocować sprawnie sam tarp do bagażnika.
Nadszedł wreszcie czas powrotu. Spakowaliśmy wszystko ładnie do bagażnika i wyjechaliśmy z łona przyrody na beton, a później asfalt. Ujechaliśmy może ze 6 km kiedy to Le Żuk zakasłał i wrednie stanął na poboczu. Mimo że wskaźnik pokazywał 1/4 zbiornika – to pompa nie była w stanie zassać już ropy. Pora na kolejny telefon do przyjaciela. Po niecałej godzince pojawił się Piłat z kanisterkiem oleju napędowego. Oczywiście z tego miejsca serdecznie za ratunek dziękujemy. Po wlaniu paliwa i lekkim odpowietrzeniu układu – maszyna ruszyła i dojechała do stacji paliw.
Nauczka na przyszłość – wskaźnik paliwa traktować z podejrzliwością i kiedy oscyluje wokół 1/4 baku – tankować. W podróż do Hiszpanii zabieramy trzy pięciolitrowe kanisterki będziemy dbać o to by były pełne. To zapewni nam wysoki poziom bezpieczeństwa.
Weekend uważamy za bardzo udany, testy polowe wypadły zadowalająco, wiemy co musimy dokupić, co zmienić, a i tak pewnie coś przeoczymy, albo zapomnimy;-)