Dzień dzisiejszy przyniósł złe wieści. Zaczęło się od szybkiego demontażu skrzyni biegów, która miała trafić do fachowca, jako że podejrzewałem problemy i wolałem zapobiegać niż leczyć. Sam demontaż skrzyni zajął mi 45 minut i poza wieloma śrubami do odkręcenia był prosty.
Skrzynia wylądowała w bagażniku i ruszyłem do specjalisty. Pan rozebrał ją do zera w 25 minut i określił szkody jako rozległe i zajebiście drogie. I miał niestety rację. Zamiast zapobiegania wyszło leczenie. Wycieczka do sklepu ze szpejem do Lublina zaowocowała słupkiem cen z których po zsumowaniu wyszło 2000 zł z małym hakiem, plus 300 zł za montaż skrzyni do kupy. Nowa fabrycznie skrzynia do Honkera kosztuje 2700 zł. Skórka zatem niewarta wyprawki, trzeba znaleźć inną skrzynię.
Seria telefonów w różne miejsca, analiza opcji, rozmowy ze specjalistami i już wiem że taniej niż 1800 zł nie naprawię skrzyni. Trzeba kupić używaną w dobrym stanie. Kilka kolejnych telefonów, uruchomione znajomości i sprawna skrzynia z gwarantowanym przebiegiem 85 tys. km czeka na mnie niedaleko Warszawy. Trzeba tylko 850 dukatów na nią wydać i można montować. Niestety kwota ta robi dość sporą dziurę w budżecie i w związku z tym parę innych dupereli wyleci z planów, no ale lepiej teraz to naprawić niż w Hiszpanii stać bezradnie obok Żuka.
I to na dziś tyle Żukowych newsów…