Cholera, właśnie zauważyłem że od listopada niczego tu nie napisałem. No ale też niewiele się działo. Praca, zarabianie kasy, brak czasu na Żuka, a może raczej brak sensownego miejsca gdzie mógłbym sobie przy nim dłubać jak kiedyś. Nie ma co narzekać, jest wiosna, a Żuk ma zainstalowane ogrzewanie postojowe. Nie jest to oryginalne Webasto, czy Planar, albo Ebersparcher, a chiński wyrób no name. Kupiony za 200 funtów + 200 zł na dodatkowe akcesoria. Montaż zajął mi w sumie dwa popołudnia i był dość sporym wyzwaniem z racji rozmiarów jednostki grzewczej.
Chiński zestaw w całej okazałości
Kombinowałem nad umieszczeniem jej pod fotelem kierowcy, nawet licząc się z wycięciem tylnej części podstawy fotela, aby zainstalować piec tuż przy samej grodzi, ale z obliczeń wynikało że nie wejdzie;-( Idealnym miejscem jest obszar pod autem, pod fotelem kierowcy, ale aby tam coś zainstalować, musiałbym zbudować ramkę i osłonę – i znowu brak miejsca na takie dłubanie. Kilka godzin poświęciłem na pomiary i rozmyślania, biorąc pod uwagę montaż np. w bagażniku. Ale ostatecznie zdecydowałem się na inne rozwiązanie, które zresztą od samego początku miałem w głowie. Wywaliłem nagrzewnicę fabryczną która znajduje się przed pasażerem i tam, poprzecznie umieściłem piec. Ssanie powietrza które podawane jest potem ciepłe – następuje z wnętrza nadkola.
Co było w chińskim zestawie? Sam piec, rura ssąca, rura wydechowa z tłumikiem, przewód paliwowy, filtr paliwa, kompletna instalacja z bezpiecznikiem, zbiornik paliwa 10l, rura 80mm (powietrzna), płyta montażowa, oraz worek śrub, opasek i trytytek. Dokupić musiałem rurę 60mm (2 metry), dwa nowe nawiewy na podszybie, trójnik Y 60/60/60 mm, przewód paliwowy i trójnik.
Miejsce po nagrzewnicy
Tak, dwa razy napisałem przewód paliwowy. Ten z zestawu chińskiego jest bardzo sztywny i cienki i ciężko go nawet po podgrzaniu wcisnąć na króciec filtra, który jest z plastiku. Dlatego kupiłem w sklepie rolniczym przeźroczysty wężyk do diesla o nieco większej średnicy.
Tuż przed montażem
Sam montaż pieca był stosunkowo prosty. Po wykopaniu nagrzewnicy i spięciu przewodu chłodniczego z jej pominięciem – przykręciłem jednostkę do płyty montażowej i zacząłem kombinować nad jej ustawieniem. Przy pomocy kątownika i kawałka blachy zamocowałem pewnie piec do karoserii auta. Potem to już był z grubsza banał – przykręcić obok pompkę paliwa, wpiąć wężyki paliwowe, filtr, powlec wężyk w okolice pompy paliwa głównej, przeciągnąć instalację do zasilania, oraz sterowania, włożyć przewody powietrzne i założyć nawiewy.
Piec zainstalowany. Widać filtr paliwa.
Nawiewy wymagają omówienia dodatkowego. Ogrzewanie postojowe dysponuje naprawdę solidną mocą (5 kW w moim przypadku) i bardzo mocno grzeje. Dlatego chciałem założyć nowe nawiewy na podszybiu, lepiej regulowane i o większej średnicy. Oryginalne mają zdaje się 50 mm, a nowe kupiłem 60 mm. Oczywiście oznacza to że nie wejdą;-) Ale oryginalne podszybie, to obciągnięte czarnym skajem, skrywa w sobie pewną tajemnicę. Otóż najczęściej jest zgnite. To zła wiadomość. Ale jest i dobra – można je w cholerę wyrwać, bo jest z cienkiej blaszki i tylko robi za ozdobę. Pod nim znajduje się (a przynajmniej powinna) zdrowa blacha, a w niej – dużo większe otwory! Nawiewy nowe pasują jakby stąd były (no prawie). Oklejamy rzeczoną blachę matą bitumiczną, na to pianka, a na wierzch wykładzina, albo skaj – na klej. I teraz mamy śliczne nowe podszybie, z pasującymi otworami. Wtykamy więc nawiewy, podłączamy węże powietrzne i można rozpocząć testy.
Stare podszybie jako wzór do wycięcia wykładziny
Teraz będzie trudniej. Ogrzewanie odpala się dość specyficznie. Opiszę moje urządzenie, ale nie ręczę że z Waszymi będzie tak samo;-) Kiedy wszystko jest gotowe, proponuję podłączyć prąd na partyzanta, aby można było szybko go odpiąć. Na sterowniku powinny się świecić przyciski ON i OFF. Wciskamy ON i powinien zaświecić się na stałe symbol wentylatora na pokrętle. Ustawiamy je na minimalną siłę. I nic się nie dzieje. NIC. Ale czekamy dzielnie, po ok. 20 sekundach powinien cicho zacząć szumieć piec. Po dwóch minutach usłyszymy tykanie pompki. Jej wydajność jest minimalna – 68 ml/1000 uderzeń. Dlatego warto zapiąć przeźroczysty wężyk paliwowy, aby widzieć czy działa ona poprawnie. Pompka popracuje za pierwszym razem jakieś 2-4 minuty i wyłączy się. Na sterowniku mrugać będzie symbol wentylatora. Oznacza to błąd systemu – brak paliwa. Czekamy kilka chwil i odpinamy zasilanie z pieca. Po chwili wpinamy ponownie i znowu ON. Znowu czekamy na rozruch i obserwujemy jak pompka wciąga powoli paliwo. Czynności te powtarzamy do skutku, czyli za którymś rozruchem paliwo wreszcie dotrze do pieca i zacznie się magia. Piec ruszy do pracy z wyraźnym „wiatrem” a my poczujemy jak w kabinie robi się ciepło, a później gorąco;-) Po kolejnych 2-3 minutach piec wyraźnie zwolni obroty i będzie sobie lekko dmuchał. O ile nie bawiliście się pokrętłem;-)
Sterowanie jest z dużą zwłoką, trzeba się do tego przyzwyczaić i raczej powoli dodawać po jednym skoku na pokrętle regulacyjnym, niż kręcić nim co chwila od początku do końca. Reakcja pieca jest powolna, to nie klasyczna dmuchawa w samochodzie. Wyłączanie zaś pieca trwa około 20 minut. Od momentu naciśnięcia przycisku OFF – piec przestaje grzać paliwem, ale jeszcze długo chłodzi swoje wnętrze, ładując nam do kabiny co raz chłodniejsze (ale nadal ciepłe) powietrze.
Nieco boję się jednej rzeczy – spania z włączonym piecem, gdyby na zewnątrz zaczęło mocno padać. Szyba przednia dostaje dość mocnego kopa cieplnego, dlatego też starałem się dobrać nowe nawiewy z regulacją, aby nie kierować ogrzewania bezpośrednio na szybę. Ciągle dręczy mnie myśl że w razie deszczu – szyba może strzelić jeśli doprowadzę ją do takiego stopnia nagrzania. Mam pewien pomysł na rozwiązanie tego zagadnienia, ale nie mam już czasu przed wyjazdem aby to zrobić.
No właśnie – wyjazd za 4 dni. Dokąd? Tajemnica;-)