Co ciekawe – nawet na dość drogich campingach nie było ciepłej wody w miejscach gdzie przy umywalniach można było umyć naczynia. Natomiast raczej bez problemu ciepła woda do mycia naczyń była na campingach dwu i trzygwiazdkowych. Podobnie zresztą było z wodą do mycia samego siebie… Nauczka dla nas – celować w tańsze campingi z mniejsza ilością gwiazdek;-)
Kolejnym elementem naszej kuchni były dwie tanie patelnie z IKEA. Zaskakująco dobre i wytrzymałe jak na cenę – KAVALKAD za 25 zł;-) Jak stwierdziła Sylwia – lepiej się na nich smażyło niż na Tefalu;-) Patelnie kupiliśmy nowe, bowiem po raz pierwszy pojechaliśmy na wyjazd z kuchenką typu CampBistro – czyli płaską, jednopalnikową, z gustowną walizką. Mamy kilka małych kuchenek turystycznych, ale gotowanie na nich większych ilości jedzenia (dla pięciu osób) nie jest najprostsze z racji małej stabilności i niewielkiej średnicy płomienia. Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się na zabranie dużej kuchenki i dużych garów.
O CampBistro słów kilka.
Nie wiem kto pierwszy wymyślił kuchenki tego typu, ale dostępne są w szerokim wyborze cenowym – najdroższy jest Campingaz (ok. 100 zł), w Juli są wersje tańsze (ok. 50 zł), a na Allegro spotkać można i po 25 zł chińskie wariacje na temat. Kuchenka ta występuje w dwóch wersjach i warto o tym wiedzieć przed zakupem. Pierwsza obsługuje tylko zasilanie z kartusza typu CP, a druga ma wejście na zwykłą butlę. Dla osób okazjonalnie korzystających na kilku wyjazdach w roku – wystarczy ta pierwsza. Jeśli jednak ktoś jeździ często i chce tanio mieć gaz – zdecydowanie opcja z wejściem na dużą butlę, trzeba tylko dokupić reduktor.
CampBistro z kartuszem CP pracuje non stop przez około 70 minut. Cena jednego kartusza to ok. 15 zł za Campingaz, 11 zł za puszki z Juli i ok. 5 zł za puszki z Allegro. W każdej z nich jest izobutan, aczkolwiek niektórzy twierdzą że w tych najtańszych ma on dużo mniejszą kaloryczność niż w droższych. Skutkiem jest wolniejsze gotowanie, przy tym samym zużyciu gazu.
Warto kuchenkę uzupełnić o płytę grillową z Juli – kosztuje całe 25 zł i pozwala natychmiast rozpocząć grillowanie. Nie ma całego cyrku z rozkładaniem grilla, jego skręcaniem, rozpalaniem, a później sprzątaniem i składaniem. Płyta nie zajmuje miejsca w bagażu i pozwala grillować nawet tam gdzie to zabronione. Nie ma bowiem żadnego dymu i smrodu – czysta radość;-)
Aby oszczędzić nieco gazu w butlach CP – używaliśmy też czajnika survivalowego, o którym pisałem w jednym z poprzednich wpisów. Gorąca woda uzyskana w nim za darmo – służyła również do szybkiego zmywania patelni, garnków itp.
Zbiornik z wodą, o pojemności 20 litrów okazał się nieoceniony podczas podróży. Wyposażony w kran spustowy pozwalał nam wygodnie pobierać wodę (trzeba tylko było pamiętać o jej codziennym uzupełnianiu;-) do celów gospodarczych. Zakupiony za 30 zł na Allegro. Ilość wody była dobrze dobrana – nie odczuliśmy nigdy braku, w ciągu dnia zużywaliśmy ok. 4-8 litrów podczas podróży, a przy dzikim campingu (nie było jak uzupełnić w ciągu doby) wyszło ok. 16 litrów.
Technika pakowania i rozkładania
W Żuku, już po dwóch dniach wspólnej jazdy, udało się nam ustalić pewne zasady związane z pakowaniem auta. W dwóch składanych skrzynkach umieściliśmy wszystkie akcesoria okołokuchenne. W kolejnych dwóch – pożywienie, ale te wstawialiśmy na najwyższą półkę. Na najniższej półce w bagażniku umieszczaliśmy zestaw podstawowy. Po lewej znajdował się 20-to litrowy zbiornik z wodą pitną (z kranikiem). Na nim w czasie podróży jechała kuchenka CampBistro w walizce, obok zaś leżał składany stół, a na nim stały skrzynki z „kuchnią”. Zatrzymywaliśmy się gdziekolwiek, gdzie było bezpiecznie i ładnie;-) W Pirenejach pitrasilismy szybki obiadek na wysokości nieco ponad 1000 m z widokiem na przepiękną dolinę. Przy autostradach rozkładaliśmy nasz bufet na parkingach.
Po zatrzymaniu się, szybko i sprawnie rozstawialiśmy sprzęt i braliśmy się za gotowanie jedzenia, albo tylko robienie kawy/herbaty i kanapek. Kuchenka lądowała na małym stoliczku, a duży służył dla nas. Nie byliśmy wcale jedynymi którzy tak robili, ale chyba wyjmowaliśmy do tego celu najwięcej sprzętu;-) Po zakończeniu operacji – zmywaliśmy i czyściliśmy sprzęt, studziliśmy kuchenkę i czajnik, szybkie pakowanie i jazda dalej. Operacja pakowania zabierała nam dosłownie kilka minut.
Całkiem przydatnym gadżetem były zakupione w Decathlonie składane krzesła – to te na powyższej fotce z napisami na plecach. Ok. 40 zł sztuka, bez podłokietników. Zajmują stosunkowo niewiele miejsca, składają się w słupek i mało ważą. Do tego są solidne, czego nie da się powiedzieć o podobnym modelu z podłokietnikami, dostępnym w zwykłych marketach za ok. 50 zł – te się ordynarnie prują i rozpadają dość szybko. Opcjonalnie można kupić z podłokietnikami, ale własnie w Decathlonie – są zdecydowanie solidniejsze od marketowego chłamu. Jednakże dla bardziej majętnego zaleciłbym zakup w specjalizowanym sklepie produktów np. Outwell – drogo, ale naprawdę niezniszczalne. Jeśli ktoś często wyjeżdża to po prostu warto.
Po drugie zwykła deska do krojenia – zabraliśmy tylko te małe, plastikowe z zestawów MealKit – są fajne, ale za małe;-( Po trzecie pojemnik na jedzenie, duży, o pojemności ok. 25 litrów, ale szczelnie zamykany. Trochę mrówki nam zwiedzały pożywienie tu i ówdzie;-)
W miarę wyjeżdżania na kolejne wypady – dobierzemy sobie sprzęt tak, aby było dobrze i wygodnie;-)