Dzisiaj mogę już oficjalnie ogłosić że książka na pewno będzie. Nie wiem jeszcze tylko w ilu postaciach, bo na tą chwilę planuję trzy – papier, audiobooka i ebooka. Ponieważ nie mam znanego nazwiska, nie jestem celebrytą, nie szlajam się po telewizjach i książka nie jest o gotowaniu – nikt nie zainwestuje we mnie kasy w ciemno. Mam tego świadomość i jakoś mało się tym faktem przejmuję;-) Dlatego zapewne sam opłacę wszystkie koszty związane z wydaniem mojego dzieła. Mam tylko nadzieję że przynajmniej zwrócą mi się wydatki. A jeśli zarobię dzięki temu choć na kawałek wyprawy do Mongolii – to tym lepiej.
No właśnie – Mongolia. Plan zakłada pojechanie trzema Żukami. I tu pojawia się problem braku chętnych. Albo nikogo w Polsce nie stać na takie wyprawy, albo naród bojący za bardzo. Nie wiem, nie mam pojęcia, ale chętnych ZERO. Zatem jeśli ktoś ma jednak Żuka i stalowe jaja, oraz sporo luźnej kasy – zapraszam do kontaktu. Warunek nie do przeskoczenia – to MUSI być Żuk. Żadne inne auto nie wchodzi w grę. Nie bo nie. Termin i trasa są do dogadania – nic nie jest zaklepane na siłę.
Wracając zaś do książki – oto rozdział z niej, bynajmniej nie pierwszy – każdy może sobie ściągnąć i przeczytać, pamiętajcie tylko ze czytacie wersję zupełnie surową – bez obróbki przez zawodowego redaktora. Proszę więc nie czepiać się szczegółów stylistycznych czy też przecinków. Zwróćcie uwagę za to na umieszczony w treści odnośnik do filmu. W całym ebooku będzie takich odnośników kilkanaście, dzięki czemu lepiej będziecie mogli wczuć się w naszą przygodę. Sami poczujecie jak to jest jechać przez Saharę kilka tysięcy kilometrów;-)
Premiera wstępnie zaplanowana jest na jesień – będę chciał wyrobić się na pierwszego września, ale niczego nie obiecuję. Bo sam nie wiem jak to wyjdzie… I to by na dziś było na tyle…