Dzisiaj będzie poradnik dla osób marzących o kupieniu Żuka lub Nyski i pojechania takim autem na koniec świata, albo chociaż do Chorwacji, Hiszpanii, Albanii, czy też po prostu na przyszłoroczny Złombol. Dlaczego Żuk (lub Nysa) jako pojazd „bojowy”? Przemawia za tymi autami kilka bardzo poważnych atutów. Po pierwsze są to auta dostawcze i pojemne. Po drugie są proste jak budowa cepa (poza przednim zawieszeniem i układem kierowniczym). Po trzecie są tanie (nie dotyczy Nysy) w zakupie i serwisie (tutaj dotyczy również Nysy). Po czwarte i być może najważniejsze – są to auta budzące raczej pozytywne emocje, co nie jest bez znaczenia jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo podczas wyprawy.
Na ile osób potrzebujemy auto? Lepiej kupić Żuka zarejestrowanego na 7 lub 9 osób niż na dwie. Zawsze da się zmniejszyć liczbę pasażerów w dokumentach, ale zwiększyć już niekoniecznie. Zgodnie z przepisami (a te zmieniały się przynajmniej sto razy) pasażerowie muszą mieć fotele z pasami mocowanymi w fabrycznych punktach kotwiczenia (żaden Żuk poza wersją mikrobus takowych z tyłu nie ma), oraz okno. Jeśli więc kupisz sobie Żuka blaszaka bez okien z tyłu i rejestrowanego na 2 osoby – raczej nie pojedziesz nim w więcej osób.
Żaden Żuk fabrycznie nie miał odsuwanych szyb z tyłu – takowe znajdują się wyłącznie w drzwiach. Można pokusić się o przeróbkę, ale wymaga to niezłej zabawy z wspawaniem ramki. Jeśli oglądasz taki egzemplarz – przyjrzyj się czy wstawione okno nie jest źródłem korozji. Pamiętaj też że kiedyś łatwo było zmienić w papierach to i owo – możliwe więc że oglądany przez Ciebie model A07 – Towos, w rzeczywistości urodził się jako Furgon, któremu dodano okna i ławki i przerejestrowano. Łatwo to poznać – Towos ma z tyłu tapicerkę i podwójne ściany wokół okien. Furgon ma tylko gołą blachę zewnętrzną.
Silnik – temat rzeka. Są miłośnicy benzynowego S-21 i pijącej ropę Andorii. Sprawa jest prosta jak drut – S-21 jest cichszy na wolnych obrotach, przy wysokiej prędkości hałasuje nie gorzej od Andorii, ta zaś hałasuje zawsze. Najważniejsza różnica jest gdzie indziej – otóż S-21 jest bardziej skomplikowany, szczególnie po zagazowaniu – mamy gaźnik z pływakiem który podczas pracy na gazie lubi się przetrzeć i mamy problemy z jazdą na benzynie, jest też aparat zapłonowy, świece, kable do nich. Mnóstwo elementów które mimo swojej prostoty – nie są niestety najwyższej jakości i lubią zawieść. Andoria jest 100x bardziej prosta – paliwo podane do wtryskiwaczy, kompresja i nie ma siły – musi jechać. Mniej elementów serwisowych, większa dynamika silnika (spod świateł S-21 nie ma szans z Andorią najmniejszych), dobra ekonomia jazdy. Andoria spaliła nam max 12,5 litra ON, a S-21 paliły po 20 litrów LPG, a nieraz i więcej.
Po pierwsze należy zastanowić się w ile osób chcemy jechać i pod taką założoną liczbę szykować auto. Maksymalnie w Żuku jechać może 9 osób, ale wówczas bagażnik dachowy jest niezbędny. Nie zalecam osobiście takiej liczby, uważam ze absolutnym maksimum jest 7 osób, a ideałem pięć. Żuk ma tylko 890 kg ładowności, więc 9 osób po 80 kg to już jest 720 kg, do tego bagaże i okazuje się że mamy przeładowaną maszynę która ledwo jedzie. Nasz Żuk w pięć osób, z przeróbkami i wyposażeniem ważył w okolicach 2,5 tony, czyli swojej Dopuszczalnej Masy Całkowitej (DMC). A pamiętać trzeba że silnik ma AŻ 70 KM.
- układ hamulcowy to podstawa – kontrolujemy stan okładzin hamulcowych, poprawność działania układu – najlepiej na stacji diagnostycznej sprawdzić siłę hamowania poszczególnych kół. Do wymiany mogą być cylinderki hamulcowe, szczęki itd. Jeżeli to stary układ bez cylinderków samoregulacyjnych – warto pomyśleć o ich montażu. Wypada przeprowadzić pełną diagnostykę i regenerację pompy hamulcowej. Jeśli układ nie wymaga żadnej naprawy – wymieniamy tylko płyn hamulcowy z płukaniem całego układu. Opcjonalnie – wymiana hamulców przednich na tarczowe od Lublina 2,9t.
- silnik diesla – pomiar kompresji w cylindrach, jeśli konieczne to jeszcze tzw. próba olejowa – to dużo powie o kondycji silnika. Demontaż wtryskiwaczy i pompy wtryskowej i dostarczenie ich do serwisu specjalizującego się w układach wtrysku. Wymiana rozrządu, oleju w silniku, filtrów. Wymiana oleju w odśrodkowym regulatorze kąta wtrysku. Kontrola i regulacja zaworów. Kontrola i likwidacja ewentualnych wycieków.
- silnik S-21 – pomiar kompresji w cylindrach, jeśli konieczne to jeszcze tzw. próba olejowa – to dużo powie o kondycji silnika. Wymiana świec, kabli zapłonowych. Kontrola (i naprawa) aparatu zapłonowego i gaźnika, oraz regulacja. Wymiana oleju, filtrów. Kontrola i regulacja zaworów. Kontrola i likwidacja ewentualnych wycieków.
- układ przeniesienia napędu – sprawdzenie skrzyni biegów czy nie szarpie, biegi nie wypadają, nie zgrzytają przy wbijaniu. Wymiana oleju w skrzyni. Wymiana oleju w moście napędowym, który nie powinien nadmiernie huczeć. Kontrola wyważenia wału napędowego i jego krzyżaków. Zalecam oddanie wału do przejrzenia w stosownym warsztacie, szczególnie jeśli to wał łamany od diesla. W przypadku diesla można pokusić się o montaż skrzyni pięciobiegowej z Lublina – warto to zrobić, zyskamy więcej ciszy w środku ze względu na niższe obroty silnika podczas jazdy.
- układ chłodzenia – demontaż chłodnicy, kontrola jej stanu, płukanie, opcjonalne oddanie do serwisu chłodnic. Sprawdzenie stanu i wydajności pompy wodnej. Płukanie nagrzewnic, sprawdzenie stanu wentylatorów nagrzewnic. Można dodać pompę elektryczną w obiegu nagrzewnic. Dorobienie dodatkowego wiatraka pchającego powietrze przed chłodnicą. Dorobienie tunelu za chłodnicą, który poprawia bardzo przepływ powietrza i praktycznie eliminuje ryzyko przegrzania silnika w korku. Warto też przed wyjazdem w ciepłe tereny spiąć na krótko elektromagnes wentylatora.
- układ elektryczny – porządny przegląd alternatora i jego remont. Wymiana reflektorów na nowe (są tanie!), wymiana puszek bezpieczników na bagnetowe UNI (tez tanio). W S-21 zmiana modułu zapłonowego na elektroniczny.
- układ kierowniczy – wymiana drążka kierowniczego z krzyżakami (na nim są największe luzy). Kontrola stanu przekładni kierowniczej, jeśli jest sprawna – wymiana oleju w niej i regulacja luzu kierowniczego. Sprawdzenie drążków kierowniczych i ich końcówek.
- układ paliwowy – kontrola szczelności (szczególnie diesel), wskazana wymiana przewodów elastycznych na nowe. Wymiana filtra paliwa. Trzeba sprawdzić czy wskaźnik poprawnie pokazuje poziom paliwa. Można pokusić się o dodanie drugiego zbiornika, co przy długich podróżach ma spory sens bo pozwala szukać tańszego paliwa.
- zawieszenie – sprawdzenie strzemion tylnych resorów, opcjonalnie wymiana jarzm i gum w mocowaniach. Jeśli pióra zużyte – wymiana resorów. Sprawdzenie luzów w przednim zawieszeniu i raczej na pewno kompleksowa wymiana wszystkich mimośrodów z ich smarowaniem. Wymiana kompletu amortyzatorów.
- koła – największa bolączka. Oryginalne koła są dętkowe i często ze starymi oponami. Auto które jedzie w taką trasę nie może mieć starych kartofli. Będą eksplodować jedna po drugiej. Trzeba niestety zainwestować w zestaw felg od Lublina (dostępne 15 i 16 cali) i komplet opon bezdętkowych. Samych opon bezdętkowych nie zaleca się zakładać na oryginalne felgi dętkowe – ryzyko zejścia opony w specyficznych momentach jej pracy. Można też zainwestować w felgi z KIA lub Suzuki – byle rozstaw śrub wynosił 139,7 x 5. Koszt trzeba przyjąć na ok. 1500 zł za komplet felg i opon. I nie warto szukać tutaj oszczędności. Opony nie muszą być do auta dostawczego, Żuk nie jest aż tak ciężki. Ważne będzie tylko dobranie ciśnienia w kołach aby opony się nie grzały bo to powoduje przyspieszone zużycie (trzeba dobrać je eksperymentalnie – co ok. 50 km sprawdzić ręką temperaturę opon przednich i tylnych. Jeśli tylne są cieplejsze – dodajemy 0,5 atm i jedziemy kolejne 50 km, aż do uzyskania podobnej temperatury – u nas było 2,2 atm z przodu i 3,6 atm z tyłu). Koło do Żuka powinno mieć minimum 70 cm wysokości, im większe tym niższe obroty koła i silnika, niższe zużycie paliwa i mniej hałasu.
- wyciszenie Żuka. Jak skończymy go wyciszać, to zaczynamy wyciszenie od nowa;-) Tego nigdy za dużo, dlatego w jednym z odcinków napiszę zbiorczo o wyciszaniu.
- dodanie drugiego akumulatora i separatora do jego ładowania. Spokojnie mieści się pod siedzeniem pasażera wraz z pierwszym.
- dorobienie drugiej instalacji elektrycznej z której zasilimy z tego dodatkowego akumulatora wszelkie urządzenia typu oświetlenie campingowe, CB radio, system audio, przetwornicę 230V, lodówkę i co tam jeszcze wymyślimy.
- wymiana foteli przednich na bardziej komfortowe
- przebudowa tyłu (w zależności od ilości osób), aby oddzielić bagażnik z półkami, lub np. uzyskać rozkładane duże łóżko. Można tez skonstruować ramę i osadzić na niej fotele przednie z dowolnego auta. Byle wygodne;-)
- montaż bagażnika dachowego – tutaj zalecę pokrycie go całego blachą aluminiową. Przy wyjazdach w ciepłe kraje zadziała to jak tzw. dach tropikalny, ograniczając znacznie nagrzewanie pojazdu).
- zainstalowanie w bagażniku (nawet jeśli nie jest oddzielony od reszty auta) przynajmniej jednej półki – znacząco ułatwi ona zapakowanie auta.
- wieszaki na ubrania, stolik w tylnej kabinie, rolety na szybach, przyciemnienie szyb.
- halogeny dachowe, warto podłączyć je poprzez przekaźnik do świateł drogowych.
- zabudowa półki nad przednią szybą – sporo można na niej zmieścić.
- zabudowa ministolika na pokrywie silnika
- montaż przesuwnych szyb z tyłu, ale jeśli auto ma dobrze zrobioną izolację boków i dach tropikalny – są zbędne.
- warto pomyśleć też o skonstruowaniu sensownego schowka na elektronikę itp. cenniejsze rzeczy. Tutaj każdy musi się sam wykazać intelektem, gotowego przepisu nie dam.
Pracy wedle powyższej listy jest mnóstwo. W moim przypadku to było 8 miesięcy i worek z kasą o rozmiarach jakichś 17 tys. zł. Znam załogi które wydały ponad 20 tys. i nie skończyły maszyny tak jak by chciały. Jak zrobicie swoją maszynę – tak przecież pojedziecie;-)