Wiele osób marzy o zwiedzaniu świata. O zobaczeniu na własne oczy tych wszystkich pięknych miejsc, budowli, widoków o których tak zawsze opowiadają znajomi. O dotknięciu Akropolu, spróbowaniu wietnamskiego jedzenia w Wietnamie, kąpieli na Seszelach, jeździe konno w Mongolii i tak dalej. Część ludzi realizuje swoje marzenia i rusza w świat, starannie sprawdzając czy to bezpieczne. Bo przecież dzicy ludzie czekają na nas z bronią i zaraz porwą, zgwałcą, zabiją i zażądają okupu. Niekoniecznie w tej kolejności. Może więc nie jechać? Albo jednak więcej jeszcze poczytać o tym terenie w który się wybieramy i lepiej się przygotować?
No cóż – wybór należy do Was. Możecie zostać w bezpiecznym domu i oglądać Madagaskar na YouTube. Możecie też spróbować zrozumieć że tak naprawdę nie ma się czego bać. Z kilku powodów.
Po pierwsze – nigdzie nie jesteście bezpieczni. Ani nigdy. Nawet w domu. To ułuda.
Po drugie – żyjecie wyłącznie dzięki przypadkowi i dzięki przypadkowi umrzecie
Po trzecie – śmierć nie jest żadnym problemem. Śmierć to koniec. Całkowity i absolutny.
Omawiam postawione wyżej tezy po kolei. Żeby nie było że tylko tak sobie gadam;-) Zatem punkt pierwszy. Skąd bierze się poczucie zagrożenia? Głównie z prasy, telewizji i internetu. No i oczywiście jeszcze znajomi i rodzina straszą. A skąd czerpią wiedzę? Z prasy, telewizji i internetu. Źródło to samo. A dlaczego tak jest? Bo liczy się kasa. A kasa to kliknięcie w materiał, przykucie widza do telewizora i inne tricki, dzięki którym reklamodawca zapłaci za swoją reklamę właśnie tyle. Kasa i tylko kasa. Popatrzmy na konkretny przykład. My akurat powoli szykujemy się na wyprawę do Mongolii i chcemy jechać przez Stany. Ale nie te amerykańskie, tylko azjatyckie – czyli TurkmeniSTAN, TadżykiSTAN, UzbekiSTAN, KazachSTAN itd.;-) I oto wczoraj dosłownie – mamy informację mrożącą krew w żyłach – LINK DO ARTYKUŁU (niestety nie wiem jak długo będzie on dostępny, więc jeśli jest już rok 2150 i to czytasz – to artykuł był o napaści na turystów w Tadżykistanie).
Przeczytali? Biedni turyści pojechali na rowerach do dzikiego kraju i tam ich zabito. A całkiem niedawno w Meksyku zabito Polaka który sobie spokojnie objeżdżał świat rowerem. Hmmm, wspólnym mianownikiem jest rower? Może on ludzi wkurza? 😉 Dobra, żartuję sobie, a miało być poważnie. Więc mamy zabitych turystów z Europy w dzikim kraju. Komentarze pod artykułem też są całkiem niezłe. A jaka jest prawda? Całkiem nieoczywista.
Otóż przeczytaliście artykuł z którego nic nie wynika. NIC. Nie wiadomo dlaczego doszło do całej sytuacji. To wcale nie musiał być bandycki napad. Artykuł nie mówi o przyczynach tylko o skutkach. A na podstawie skutków nie da się wyciągnąć wniosków które mogłyby podnieść nasze bezpieczeństwo. Bo co trzeba by zrobić na podstawie lektury? Oczywiście – zabrać broń. Tylko skąd ją wziąć, jak legalnie przewieźć przez granice, itd. Czujecie paranoję? Aby się móc zabezpieczyć – potrzebujemy wiedzy o przyczynie i to jej należy uniknąć. A nie walczyć bez sensu ze skutkami. Oczywiście o bezpieczeństwo należy dbać, ale z głową, a nie czytając clickbajtowe artykuły.
No ale dobra, pal licho, nie jedziemy do Mongolii, dzicy ludzie, dzikie kraje, szkoda życia. To gdzie by tu skoczyć? W Czarnogórze jest tak pięknie, byliśmy już kilka razy, zawsze jednak marzyło nam się popływać jachtem po zatoce Kotorskiej i okolicach, a jakoś nie dało się jeszcze zrealizować. Jedźmy więc, ale najpierw zobaczmy w prasie co tam piszą o Czarnogórze. Ha – mamy to – LINK DO ARTYKUŁU. No i dupa. Strach z domu wyjść. Lepiej w nim zostać. Wszędzie czyha śmierć. W domu też. W mojej książce o naszej afrykańskiej podróży pisałem o bezpieczeństwie i napisałem tam kilka zdań o koleżance która bała się podróży zagranicznych bo wszędzie zło, morderstwa i gwałty. Żyła sobie w swoim bezpiecznym domu i dbała o niego. Tak bardzo dbała że łazienkę myła nad wyraz starannie. Pewnego dnia podczas mycia łazienki poślizgnęła się, wyrżnęła głową zdaje się w obudowę brodzika i zeszła z tego łez padołu, osierocając dwójkę dzieci. I co? Bezpieczna była…
I to że teraz poza na punkt drugi – PRZYPADEK.
Tak, nasze narodziny to czysty przypadek. Pomijam tu aspekt spotkania się naszych rodziców (bo to też imponujący przypadek), mam na myśli sam zestaw genetyczny, czyli połączenie tego konkretnego plemnika i jego ładunku DNA z jajeczkiem. Czyste Lotto. Rodzimy się kompletnie przypadkowi, w przypadkowym środowisku, rozwijamy się bez planu, pod wpływem przypadkowych wydarzeń. Wszystko dzieje się przypadkiem. Codziennie ocieramy się o śmierć niezliczoną ilość razy. Tylko że tego nie zauważamy. Gdybyśmy bowiem zauważali – to pewnie nie jeden by zwariował. Trzy sekundy późniejsze wyjście ze sklepu, czy z domu i już nasze życie będzie wyglądać zupełnie inaczej. TAK. Możemy kogoś spotkać lub nie spotkać. Ten ktoś może mieć dla nas propozycję z której możemy lub nie możemy skorzystać. Może nas przejechać tramwaj którego by tu w tym miejscu jeszcze nie było, gdybyś z domu faktycznie wyszedł tylko pięć lub trzy sekundy wcześniej. Możliwości są niepoliczalne miliardy. Przykład z mojego własnego podwórka – gdybym kiedyś pewnego maila wysłał minutę później – moje życie dzisiaj wyglądałoby zupełnie inaczej i nie czytalibyście tego wpisu. Pewnie cały ten blog by nie istniał. Każdy z Was ma takie zdarzenie w swoim życiu. Zrozumcie że nie jest ono niczym wyjątkowym – codziennie podejmujecie decyzje które zupełnie przypadkowo zmieniają Wasze życie. Przypomina to trochę jazdę pociągiem, albo tramwajem po torowisku z nieskończoną liczbą zwrotnic. Dojeżdżając do zwrotnicy – widzimy tylko możliwości hipotetyczne, zaś po wybraniu konkretnej drogi – poruszamy się nią, poznajemy co się za tym wyborem znalazło, ale nigdy nie dowiemy się co było na innym szlaku którego nie wybraliśmy. Takich zmian zwrotnic dziennie wykonujemy tysiące. Uświadamiając sobie jak bardzo wszystko jest przypadkowe – jest zwyczajnie prościej.
Narodziny to jednocześnie zawarcie umowy na czas nieokreślony, ale nie dłuższy niż powiedzmy 120 lat. W ramach tej umowy żyjemy aż do przypadkowej śmierci. Kiedy leciałem do Iraku, prosto w strefę wojny, gdzie do Ciebie strzelają – pytano mnie czy się nie boję. Odpowiadałem że kalkuluję ryzyko. Bo tak matematycznie na to patrząc, zaprzęgając statystykę i rachunek prawdopodobieństwa to szansa na śmierć od kuli, jeśli nie jesteś bezpośrednio w rejonie walk – jest praktycznie zerowa. Zresztą w rejonie walk też nie jest to matematycznie wysoce prawdopodobne. Nie trafia każdy pocisk, a właściwie poprawnie jest – trafiają w cel tylko bardzo nieliczne pociski, z całkowitej liczby wystrzelonych. Poza tym miałem spędzać czas w bazie, zajmując się swoją pracą. W bazie nie groził mi tramwaj bo go w przeciwieństwie do Warszawy nie ma, nie groziło mi wpadnięcie pod samochód – bo jest ich tam mało i jeżdżą powoli, a do tego wszyscy trzeźwi, nie zagrażał mi wybuch gazu przez chorego psychicznie sąsiada spowodowany (nawiązuję do wieżowca z Gdańska z lat 90-tych) i wiele innych cywilizacyjnych ryzyk które mam na co dzień w mieście. Mógłbym tak jeszcze długo, ale nie o przykłady mi tu chodzi, a o pokazanie mechanizmu przypadkowości wydarzeń. Po prostu śmierć w wyniku tego czy innego wypadku – jest tylko nieszczęśliwym wypadkiem i może się wydarzyć gdziekolwiek.
No i punkt trzeci – po śmierci wszystko się dla Was skończy. Bezapelacyjnie, nieodwołalnie, skutecznie, całkowicie. Niczego nie poczujecie i na pewno nie będziecie sobie leżeć w grobie i rozmyślać w stylu – po ciula jechałem/jechałam do tego kurortu w Egipcie? Jakbym nie był/była taki/a głupia (dobra, koniec zabawy z końcówkami, mówię o obu płciach;-) i nie obżerał się na ollinkluziwie to bym się nie zadławił i nie umarł śmiesznie na oczach innych, a tyle kuźwa miałem jeszcze rzeczy do załatwienia. Otóż tak nie będzie. Będziecie martwi w 100% i nie będziecie mieć żadnych problemów. Kompletnie żadnych bo przestaniecie po prostu istnieć. A świat będzie się kręcił swoim rytmem. Bez Was. Zapewne poza najbliższą rodziną i znajomymi – reszta świata nie zauważy Waszego zniknięcia. No chyba że zrobicie to spektakularnie i prasa użyje Waszego zgonu do straszenia następnych jaki to ten świat zły i podstępny;-)
Podsumowując dzisiejszy, nieco nietypowy wpis – to co zobaczycie i przeżyjecie to Wasze. I tylko to. Ja osobiście wolę mieć wspomnienia z Mongolii czy Iraku niż z mycia łazienki, albo malowania dużego pokoju po raz piąty w tej dziesięciolatce. Nie bójcie się świata – czerpcie i korzystajcie póki możecie. I cieszcie się tym, tak jak my;-)
P.S. Fotki w tekście z różnych naszych podróży…