Jadąc autem w naprawdę daleki świat, musimy uwzględnić wykonanie obsługi auta i wymiany pewnych eksploatacyjnych elementów jeszcze w czasie trwania takiej wyprawy. Są to oleje i filtry, czasem jakiś pasek. O ile olej wystarcza na 10 000 km, to już z filtrami powietrza i paliwa nie jest tak słodko – ich zużycie zależy od jakości pobieranego powietrza i paliwa. Aby zatem nie wozić ze sobą wielkiego pudła z filtrami – stosuje się filtry wstępne których rolą jest podstawowe oczyszczenie paliwa i powietrza. Kwestie paliwowe rozwiązałem niedawno, instalując filtr mechaniczny, z odstojnikiem i separacją wody, teraz więc przyszła kolej na oczyszczenie atmosfery;-)
Postanowiłem skonstruować snorkel, czyli przedłużenie układu dolotowego przed filtrem głównym i na jego szczycie dodać filtr cyklonowy z ciągnika. W sklepie 4×4 taki filtr potrafi kosztować nawet 400 zł, a w sklepie z gratami rolniczymi – 80-90 zł;-) Filtr cyklonowy
ma za zadanie wstępnie odseparować piasek i pył. Robi to bardzo sprytnie, wykorzystując zawirowanie powietrza podczas zasysania, w odpowiednio ukształtowanej obudowie. Dzieki przeźroczystej obudowie ładnie widać kiedy filtr się napełni, wówczas odkręcamy śrubkę na pokrywce, zdejmujemy klosz i wysypujemy piasek.
Pozostało zatem uczynić stosowną konstrukcję, co okazało się dość proste, ale wymagało myślenia… Po pierwsze problem średnic rurek, bo trzeba je z czegoś dobrać, a do Żuka nikt snorkeli fabrycznych nie robi;-( Niestety po zbadaniu zasobów Castoramy i Obi – stanęło na tym, czego najbardziej starałem się uniknąć – mało gustowne, szare kiblorurki… Mają one średnicę 50 mm (wlot powietrza w Andorii do filtra ma 60 mm), a więc spokojnie się nadają. Zmniejszenie średnicy przelotu skompensuje się prędkością przepływu, przy takiej średnicy to nie jest problem. Kupiłem więc redukcję z 60 mm na 50 mm, dwa kolanka 90 st, prosty odcinek 1 metr, kolanko 30 st, i na deser redukcję 80 na 50 mm. Do tego kawałek elastycznej, zbrojonej rury powietrznej 50 mm.
Montaż wymagał wycięcia otworu pod trójkątną szybką. Mógłbym go zrobić niżej, ale wówczas musiałbym ciąć wewnętrzną część blachy, a chciałem tego uniknąć. Postanowiłem wykonać otwór minimalnie większy od kolanka i osadzić je ciasno, a szczelinę zabezpieczyć później silikonem. Z braku lakieru w kolorze nadwozia, wykonałem malowanie kółka na czarny mat, oraz pomalowałem też od razu kolanko.
Osadzenie redukcji 60/50 na wlocie do filtra wymagało lekkiego opiłowania wlotu i następnie podgrzałem redukcję w gorącej wodzie i nasunąłem. Taśma izolacyjna dokończyła dzieła uszczelnienia. Na redukcję nasadziłem kolanko 90 st. i tak oto po obu stronach układu miałem kolanko bez uszczelki. Połączyłem je odcinkiem zbrojonej rury 50 mm, pasującej idealnie na wcisk.
Kolejny krok to kombinacje z długością rury docelowej, oraz zainstalowaniem filtra cyklonowego na rurze. Redukcja 50/80 jest minimalnie za mała, lepsza byłaby 50/90, ale oczywiście zapewne nie istnieje (bo nie było w Castoramie;-). Czego to jednak człowiek nie wymyśli;-) Małe nacięcia, wsunięcie filtra w redukcję, cztery dziurki, cztery trytytki i całość się trzyma. Reszta to uszczelnienie redukcji i usztywnienie całości.
Podczas testów okazało się jednak że zatkanie wlotu powietrza nie dusi silnika. Czyli gdzieś ciągnie lewiznę aż gwiżdże. Rozpocząłem tropienie źródła/źródeł problemu. Najpierw zdjąłem rurę doprowadzającą powietrze wprost do kolektora dolotowego – na fotce wyżej widać że nie ma ona opaski. Zatkanie rury spowodowało dużo wyraźniejszą zmianę pracy silnika, wręcz się dusił. Zatem problem w filtrze. Zamocowałem rurę na opaskę i solidnie skręciłem. Sytuacja trochę się poprawiła, ale nadal bez szału. Obejrzałem więc dekiel filtra powietrza i tutaj cały sekret wyszedł na jaw – brak jakiejkolwiek uszczelki, książka też milczy na jej temat. Jako że nie miałem z czego dorobić tak od ręki, po prostu za pomocą szerokiej taśmy izolacyjnej uszczelniłem dekiel. Obawiam się jednak ze to długo nie wytrzyma, z racji temperatury pod maską. Coś muszę tutaj wymyślić, najlepsza byłaby uszczelka z czegoś w rodzaju neoprenu, naklejona na dekiel filtra. Przy dokręcaniu dekla śrubą – pięknie by uszczelniała.
Po tych drobnych poprawkach – nieszczelności zniknęły, a silnik wyraźnie zmienia pracę kiedy zatykam wlot powietrza. Ostatnie dwie kwestie to górne mocowanie filtra, aby nie latał i nie odpadł. Powstanie ono z kawałka blachy, która opasa rurę i zostanie przykręcona do rynienki dachowej. Drugi problem to spowodowanie optycznego „zniknięcia” kiblorurki. Wiem że wygląda ona ohydnie i razi mnie strasznie, ale po prostu nic innego o zbliżonej średnicy nie ma łatwo i niedrogo dostępnego. Albo ją pomaluje na czarno całą, albo czymś owinę, lub coś na nią naciągnę, bylebym tylko nie widział tych „kształtów” 😉