Jako że Złombol przyciąga wiele osób które nie zawsze wiedzą
jakie ciążą na nich obowiązki motoryzacyjne w momencie kupna auta – postanowiłem
przygotować mały poradnik. Jest on aktualny wg stanu prawnego na rok 2015 (i nic do końca roku raczej nie powinno się zmienić). W poradniku rozpatrzę kilka przypadków z którymi możecie mieć do czynienia przy zakupie pojazdu którym chcecie zaliczyć wyprawę życia;-)
jakie ciążą na nich obowiązki motoryzacyjne w momencie kupna auta – postanowiłem
przygotować mały poradnik. Jest on aktualny wg stanu prawnego na rok 2015 (i nic do końca roku raczej nie powinno się zmienić). W poradniku rozpatrzę kilka przypadków z którymi możecie mieć do czynienia przy zakupie pojazdu którym chcecie zaliczyć wyprawę życia;-)
Część pierwsza – procedura zakupu pojazdu
Kiedy wybraliśmy już interesujący nas pojazd musimy dokonać jego legalnego zakupu. Opcja najprostsza jest wtedy kiedy sprzedający jest normalnym człowiekiem i jego pojazd ma opłacone obowiązkowe ubezpieczenie OC i ważny przegląd techniczny. Wówczas wystarczy spisać umowę w dwóch egzemplarzach, wypłacić kasę i zabrać auto wraz z:
- dowodem rejestracyjnym
- kopią umowy
- kartą pojazdu jeśli była wydana
- potwierdzeniem opłacenia OC
Wielu, szczególnie starszych właścicieli, nie ogarnia zmian w przepisach, a te aktualnie mówią jasno – w momencie kupna masz dostać oryginał polisy OC z potwierdzeniem jej opłacenia, bo kupujesz auto z polisą. Nie ma tu miejsca na żadne „wydaje mi się że…”. Dlatego kupując – ustalcie ze sprzedającym że on rozumie ten obowiązek, zanim podpiszecie umowę. Każdy zarejestrowany w PL pojazd MUSI mieć OC. Nawet jeśli jest kurnikiem, albo istnieje tylko jego połowa, jako kanapa w domu – zasada jest prosta – jest zarejestrowany? To płać OC. Zero opcji „wydaje mi się że…” Czy to jest jasne?
Zdarzyć się może że kupujemy auto bez OC i przeglądu. W takiej sytuacji sprawa jest również bardzo prosta – pod żadnym pozorem (jeśli chcemy mieć to auto) nie mówimy poprzedniemu właścicielowi co się wydarzy niebawem po zbyciu auta. Po prostu z uśmiechem na ustach oglądamy auto, spisujemy umowę, płacimy, wsiadamy w drugie auto, jedziemy do najbliższego ubezpieczyciela aby jeszcze w TYM SAMYM DNIU ubezpieczyć auto. To krytycznie ważne jeśli sami nie chcemy niespodzianki. Kupując ubezpieczenie upewniamy się że działa od tej chwili, a nie od północy – bo inaczej nie będziemy mogli jechać autem.
Mamy zatem wóz ubezpieczony, ale nie ma przeglądu. Tutaj są dwie opcje – albo laweta, albo jedziemy na przegląd i ryzykujemy że się uda. Innej opcji za bardzo nie ma. Opcjonalnie możemy postawić zbywcy warunek że kupimy jak załatwi przegląd i nie wnikamy jak to zrobił;-)
Pewnie wiele osób ciekawi co się stanie za jakiś czas w domu sprzedającego? Ano zacznie się mały kataklizm – dostanie bowiem wezwanie do zapłacenia zaległych składek z niemałą karą. Sorry – taki świat. Dlatego dla własnego spokoju bezwzględnie pilnujemy terminów ubezpieczenia.
Część druga – obowiązki po kupnie
Kiedy kupiliśmy już wóz – należy w ciągu 14 dni udać się do swojego Urzędu Skarbowego i jeśli auto było droższe niż 1000 zł – dokonać opłacenia 2% podatku od czynności cywilno-prawnych. Kiedyś było to niezbędne do przerejestrowania auta, ale od kilku lat urzędnikom w Wydziału Komunikacji nie wolno pytać o ten fakt (co nie zwalnia nas z obowiązku dopełnienia tej formalności).
W przypadku gdy sprzedającym jest firma i wystawia Fakturę na zakupiony pojazd – nie dotyczy nas wizyta w US, bowiem podatek płaci się tylko od umowy kupna sprzedaży zawartej pomiędzy osobami fizycznymi.
Druga arcyważna czynność – zgłoszenie się w ciągu 30 dni (nie miesiąca) do ubezpieczyciela którego dostaliśmy w spadku po poprzednim właścicielu. UWAGA – jeśli ubezpieczenie kończy się przed upływem owych 30 dni – to logiczne że trzeba tam wpaść zanim się ono skończy. Ubezpieczyciel powie czy będzie rekalkulował składkę. Część ubezpieczycieli tego nie robi i wówczas spokojnie jeździmy do końca tego ubezpieczenia, bez względu na to ile mamy lat i jakie zniżki. Przykład – auto kupuje 20-latek z prawem jazdy od roku, od człowieka 60-cio letniego z 60% zniżek. Jeśli nie ma rekalkulacji – to sobie młodzian pojeździ. Jeśli zaś ubezpieczyciel zechce dokonać przeliczenia składki i ryzyka – to będzie słona dopłata za wiek, brak zniżek i zwyżka za krótkie posiadanie prawa jazdy.
U ubezpieczyciela zatem albo wypowiadamy umowę jeśli nam warunki nie odpowiadają (i od razu ubezpieczamy gdzie chcemy – TEGO SAMEGO dnia), albo tylko potwierdzamy przejęcie umowy po poprzednim właścicielu.
Na koniec pozostaje przerejestrowanie auta. Tutaj mamy kilka opcji do wyboru. Możemy auto pozostawić na tablicach poprzedniego właściciela, szczególnie jeśli są czarne. Wymaga to jednak wożenia ze sobą umowy kupna i może być lekko męczące przy wyjazdach za granicę. Zgodnie z prawem mamy obowiązek zgłosić fakt zakupu/zbycia pojazdu w ciągu 30 dni, ale nie ma od wielu lat ŻADNEJ sankcji za zignorowanie tego obowiązku. NIKT nie ma prawa nawet krzywo spojrzeć na takiego posiadacza pojazdu, a co dopiero mówić o karze finansowej lub innej. Można jeździć takim autem, można je też dalej sprzedać bez przerejestrowania. Idąc do Wydziału Komunikacji bezwzględnie musimy mieć przy sobie:
- ubezpieczenie pojazdu,
- umowę,
- dowód osobisty
- tablice rejestracyjne
- kartę pojazdu jeśli wydana
- dowód rejestracyjny
- zaświadczenie od diagnosty o numerach, masach itp (niżej jest o tym wzmianka)
Opcja nr dwa to rejestracja właściwa ze względu na miejsce zameldowania, czyli najczęściej praktykowana. Tu nie ma nic dziwnego – idziemy do Wydziału Komunikacji i rejestrujemy auto – pamiętając że mimo obowiązku zrobienia tego w ciągu 30 dni od kupna – możemy to zrobić kiedy chcemy bo jesteśmy bezkarni.
Opcja nr trzy to rejestracja właściwa ze względu na miejsce zamieszkania. W XXI wielu ludzie się przemieszczają i nie zawsze meldują (bo nie zawsze chcą/mogą). Jak ktoś się przeniósł za pracą ze Szczecina do Krakowa to nie będzie przecież jechał przez pół Polski dwa razy w godzinach pracy Urzędu żeby auto przerejestrować. W takiej sytuacji wykonujemy następujący krok:
Wchodzimy na stronę – http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19970980602, pobieramy plik pt. Tekst Ujednolicony i drukujemy stronę nr 126 – na niej jest art. 73.1 – on nas interesuje, stanowi bowiem że rejestracji dokonuje się w miejscu zamieszkania a nie zameldowania jak się ludzikom w urzędach wydaje. Idziemy więc do Wydziału Komunikacji, kładziemy papierki i czekamy. Jak pani zacznie robić opory – wyciągamy magiczną kartkę i domagamy się rejestracji zgodnie z prawem i literą ustawy a nie jej widzimisię i wewnętrznym rozporządzeniem sprzątaczki. Pani pewnie powie że się nie da, należy zażądać przyjęcia dokumentów i tyle. Urząd przyjąć musi i przeprowadzi procedurę.
Urząd pomedytuje, być może spróbuje dokonać sprawdzenia czy adres zamieszkania jaki podaliście we wniosku jest rzeczywiście miejscem zamieszkania, ale tak czy tak musi pęknąć i zarejestrować auto, tyle że na decyzję poczekacie 30 dni. Sprawa jest prosta i zabawna szczególnie jeśli płacicie podatki w miejscu zamieszkania i macie PIT ze swoim adresem. Albo prowadzicie firmę w tym miejscu, lub tez bierzecie udział w wyborach i jesteście w spisie wyborców. Wszystko to się da bez meldunku, a z autem robią pod górę – ale jak powiedziałem – niezgodnie z prawem.
Część trzecia – numery nadwozia
Kupując auto bezwzględnie trzeba sprawdzić numery nadwozia (lub ramy), co szczególnie przy aucie starym może to być nieco trudne, bowiem w dowodach rejestracyjnych dawno temu albo cały numer się nie mieścił i wpisywano kawałek, albo stare auta nie mają międzynarodowego numeru VIN (długiego). Jeśli więc kupimy auto gdzie na pojeździe jest pełny numer, a w dowodzie tylko jego kawałek (i tenże się zgadza) to przed przerejestrowaniem czeka nas wycieczka do stacji kontroli pojazdów, gdzie diagnosta urzędowo i rytualnie odczyta nasz numer z natury i wystawi zaświadczenie. Ta sama sytuacja zachodzi jeśli w dowodzie nie ma podanych mas – dopuszczalnej dla holowanej przyczepy i innych danych (dawniej tego nie wpisywano).
Warto ustalić gdzie w naszym pojeździe nabijane były numery, zanim zaczniemy ich szukać, bo można się nieraz zdziwić (np. Żuki miały numer na ramie z przodu, ale te z końcówki produkcji – na ramie za tylnym prawym kołem, a Skoda Favorit z początku produkcji miała na przednim pasie) i niepotrzebnie sfrustrować. Numer musi być czytelny, w innym wypadku czeka nas sporo atrakcji z nadaniem tzw. tabliczki zastępczej.
I to już wszystkie porady dla świeżo zmotoryzowanych. Mam nadzieję ze dzięki nim zaoszczędzicie sobie czasu i nerwów.