Jak zapewne najstarsi i najwytrwalsi czytelnicy tego bloga pamiętają – byliśmy kiedyś Żukiem w Afryce. Wystartowaliśmy w szalonym rajdzie charytatywnym, wraz z kolegami jadącymi Polonezem Truckiem i Peugeotem 505. Rajd Budapeszt-Bamako 2016 – to z tej wyprawy powstała książka, najpierw jako ebook i audiobook, a później wydrukowałem wersję papierową – no bo jak się już przypadkiem kupiło drukarnię – to czemu nie? 😉 Wracając jednak do przeszłości – tuż po rajdzie, pracując w Londynie, miałem trochę wolnego czasu i z materiałów jakie nakręciliśmy podczas podróży, a było tego trochę – zmontowałem trzy odcinki serialu o rajdzie. Zabrakło ostatniego, czwartego (fizycznie są cztery filmy, ale praktycznie odcinków jest pięć – taki chaos aby nie było za łatwo;-)) – siadła mi nieco wena twórcza, a do tego – wróciłem do Polski zająć się drukarnią, która natychmiast pochłonęła cały mój wolny czas. Nie ukrywam, że bardzo satysfakcjonującym działaniem było rozwijanie biznesu i to też dawało niezłego kopa. Tym niemniej niezliczoną ilość razy obiecywałem sobie że usiądę i wreszcie zrobię ostatni odcinek. Że przejrzę materiały i wybiorę smakowite fragmenty. Że dogram sobie offy i ułożę historię którą chcę Wam opowiedzieć. I niestety nic z tego wyjść nie chciało.
W pamięci hulał sobie wiatr, zacierały się szczegóły, daty, wydarzenia, aż wreszcie pojawił się TEN moment. Miałem wreszcie wolny cały weekend, w czasie którego nie miałem niczego do nadrobienia w biznesie, nie musiałem siedzieć i drukować, albo zajmować się projektowaniem, a to wcale nie jest takie łatwe jak się jest szefem samego siebie – zawsze jest coś do zrobienia. Kupiłem więc zapas kefiru i wyciągnąłem dyski na których miałem materiał źródłowy i złożone już poprzednie odcinki. W sumie przywieźliśmy prawie terabajt danych z kilku kamer, z tej sześciotygodniowej podróży – z czego pierwsze dwa tygodnie są najmocniej udokumentowane – więc materiału najwięcej. Przedarcie się przez to było naprawdę trudne – spędziłem w sumie cztery pełne dni, przeglądając kolejne klipy i notując które chcę użyć. Wymyśliłem wstępnie jak to złożyć i natknąłem się na pewne pułapki.
Po pierwsze – kocham pracę na dwóch, a najlepiej trzech wielkich monitorach. Do tego wygodna klawiatura i myszka. Pod biurkiem – naprawdę szybka maszyna na Intelu i9 i mnóstwo pamięci, oraz szybkie dyski NVMe – to musi fruwać, bo nie znoszę mulących komputerów. Więc mój pecet na którym codziennie pracuję i zarabiam na życie to taki potwór. Ale postanowiłem że tym razem nie użyję go do montażu. Muszę bowiem odzwyczaić się od pracy w ten sposób, gdyż przecież planuję kilka lat intensywnego zwiedzania świata i do dyspozycji będę miał raczej tylko niedużego i lekkiego laptopa. Takiego który zmieści się w bagażu podręcznym, albo niedużej torbie. Skoro młodsi ode mnie dają radę tak pracować, to i ja potrafię;-)
Jakiś rok temu zacząłem oswajać Apple i jego filozofię działania i posiadam nieco ich sprzętu, w tym MacBooka Air z procesorem M1 i 16GB RAM. Postanowiłem że to na nim, w Premiere Pro zmontuję ostatni odcinek. Ciekawy byłem czy to się uda, bo kupując go zupełnie nie pomyślałem o tym aby używać go do montażu. Adobe Premiere znam doskonale (tak mi się wydawało 😉 i używam od wielu lat montując różne filmy, ale zawsze na dwa monitory i mocny komp.
Szybko okazało się, że owszem, coś tam o Premiere wiem, a raczej czas przeszły – wiedziałem kiedyś;-) Nie używałem go od 2017 roku i skleroza mnie załatwiła. No nie tylko ona, bowiem program przeszedł sporą modernizację, więc musiałem na nowo się wgryźć. Trzy godziny później, po obejrzeniu świetnego kursu na You Tube byłem gotowy (tutaj polecę trzyczęściowy tutorial na kanale Na Gałęzi – znakomity). Prawie. Bo okazało się że jest kolejna pułapka – stare dyski z danymi są zbyt stare a przez to wolne i mnie zima zastanie podczas tej pracy. W MacBooku mam z kolei 250GB (z czego do dyspozycji zostało jakieś 120GB), a to zbyt mało w tej sytuacji. Szybko więc dokupiłem malutkie i szatańsko szybkie zewnętrzne dyski NVMe Kingstona, po 500GB każdy. Zgranie danych trwało i trwało – przykładowe 90GB to 50 minut. A zgrałem ponad 400 GB. Z kolei nowe dyski – prawdziwe szatany – 90GB w niecałe 3 minuty. Zdecydowanie polecam te maleństwa – zaimponowały mi.
Mając gotowe wszystko – mogłem przystąpić do składania materiału. I poczułem przy tym znowu tę fajną radość ze składania historii – której mi brakowało, mimo że tego nie odczuwałem jako braku. Cięcie tam, cięcie tu, ten klocek w to miejsce, może ta muzyka, a może inna? Zrobić wjazd napisu z lewej czy z prawej? Takie drobniutkie pytania to właśnie praca przy montażu. Z klocków malutkich buduje się gotowy film – na osi czasu dobieramy co ma się dziać i jak. Praca na 13 calach okazała się nad wyraz wygodna, bo dzięki obejrzanym tutorialom – zaprojektowałem sobie własne obszary robocze i wykorzystałem możliwość ich błyskawicznego przełączania, oraz powiększania wybranej części interfejsu. Sam w to nie wierzę, ale całkiem wygodnie pracowało mi się na małym komputerku. Podłączyłem do niego mysz z rolką, bo tak po prostu wygodniej i w ciągu dwóch dni zmontowałem zasadniczą część materiału oraz zrobiłem napisy, przejścia itd. Również wygenerowanie gotowego pliku (próbnego) nie trwało wieczności. Nauczyłem się pracować inaczej i udało mi się zmienić stare nawyki (a raczej nabrać nowych). Kolejny krok do zwiedzania świata w trybie 24/7 i wygodnego dzielenia się tym – wykonany!
A zatem film gotowy. Historia została wreszcie zamknięta, a przyznam że dręczył mnie ten niedokończony serial. Dla tych którzy nie widzieli ani odcinka – nasz kanał na You Tube to oczywiście Grzmiący Rydwan i tam znajdziecie playlistę – Afryka BB 2016 – a na niej oczywiście cały serial o rajdzie Budapeszt – Bamako 2016. Mam nadzieję że będzie się Wam podobał. To dość osobista relacja, która uzupełnia to o czym możecie przeczytać w mojej książce – aby łatwiej zrozumieć jak bardzo absurdalne i wariackie było to co razem we czwórkę – jako załoga Grzmiącego Rydwanu zrobiliśmy – Sylwia, Krzysztof, Tomasz i ja.
Aha – książka jest dostępna jako ebook i audiobook za darmola. Pobierajcie u góry strony i cieszcie się lekturą lub słuchaniem. Głosu użyczył znany polski lektor – Wojtek Masiak. Przyjemnie się słucha!
Odcinek piąty
PS. Jak zwykle disclaimer – nikt mi nie płaci za żadną reklamę. Jeśli podaję nazwę producenta/model produktu otwarcie, oznacza to że wyrażam swoją opinię na ten temat. A ta może być dowolna;-)