Jest niedziela, a więc pora na trochę ciekawostek z okolic Żuka i PRL. O tym że polskie samochody były szeroko eksportowane w świat to chyba wszyscy wiedzą (w pewnym momencie na eksport trafiało 74% Nysek). Był to jeden z powodów trudnej dostępności tych aut w Polsce, ale jednocześnie w ten sposób kraj nasz pozyskiwał niezbędne mu dolary i inne waluty wymienialne. Takie to były czasy. Zaciekawiła mnie przy tej okazji liczba wyprodukowanych aut Żuk i Nysa, bowiem mimo dużego eksportu, widziało się je kiedyś wszędzie.
Żuka wyprodukowano w sumie 587 500 sztuk w ciągu 39 lat produkcji. Nysy powstało mniej – w ciągu 36 lat – tylko 380 575 egzemplarzy. Daje to średnią produkcyjną 15 064 Żuki i 10 571 Nysy rocznie. Liczby te nie są oszałamiające, ale takie były czasy i możliwości. Produkcja aut rozwijała się powoli i szczyty produkcyjne osiągnięto w okolicach połowy produkcji (lata 70-te). Dla porównania z możliwościami produkcyjnymi dużych europejskich firm wezmę tradycyjnie Citroena, model BX, produkowany nieco krócej niż Nysa i Żuk, ale w podobnych latach – 1982-1994. Stworzono go 2 315 739 sztuk w ciągu 12 lat. Daje to 192 978 aut rocznie. Imponujące – prawda? Gdyby w takim tempie produkowano nasze dostawczaki, to zalalibyśmy nimi Ziemię;-) W ciągu dwóch lat wyprodukowano by więcej Nys niż w całym okresie produkcji, a Żuków w trzy lata.
Polskie dostawczaki trafiały do wielu egzotycznych krajów, najczęściej o politycznym zabarwieniu czerwonym, lub w okolicach tego koloru demokracji. W Egipcie była nawet montownia Żuków – Ramzes. Kupowały je też państwa kapitalistyczne – krążą pogłoski o dostarczaniu do Francji Żuków bez napędu i zabudowy ramy – podobno budowano na nich kampery. Dostarczano też w pełni kompletne auta to RFN. Najwięcej jednak trafiło do krajów demokracji ludowej. Poniżej coś na kształt testu Żuka w rosyjskim programie „Тест-драйв” (Test-drive).
Do kompletu jest też test Nysy, z tego samego programu.
Jak widać rosjanie doceniali naszą konstrukcję, bazowaną na naszej Warszawie, która bazowała na radzieckiej Pobiedzie (Zwycięstwo), która z kolei co ciekawe – nie została przez Rosjan skradziona po wojnie komuś, tylko się sami wysilili i zaprojektowali.
Na dziś to tyle o Żuku i Nysie, za tydzień kolejna porcja wygrzebanych w sieci drobiazgów. A od poniedziałku prace przy Żuku znowu ruszają z kopyta i będzie się działo…