Na nasz Złombolowy rajd zabraliśmy Żuka pełnego różnych przydatnych rzeczy. Przy okazji tego wyjazdu sporo akcesoriów testowaliśmy, bowiem sprzedajemy je w ramach naszego sklepu Tier One i lubimy mieć pewność że nie sprzedajemy byle czego. Sami używamy i wiemy co to jest warte! 😉
Dzisiaj chciałbym się podzielić uwagami co do czajnika survivalowego Survival Kettle produkcji polskiej. Firma z Zielonej Góry zajęła się produkcją czajników stosunkowo niedawno, ale ich produkt jest bardzo dopracowany i solidny. W podróż zabraliśmy najbardziej wypasiony zestaw, z gwizdkiem, kuchenką Samotny Wilk i brezentową torbą. Te dodatkowe elementy są bardzo ciekawe i zasługują na zakup – gwizdek powiadamia o gotowaniu wody w odpowiednim momencie, kuchenka pozwala podgrzać konserwę lub usmażyć jajecznicę, a brezentowa torba doskonale chroni czajnik podczas transportu przed uszkodzeniem, oraz resztę bagażu przed zabrudzeniem.
Czajnik ma w środku specjalny komin, dzięki czemu woda ogrzewana jest na bardzo dużej powierzchni jednocześnie, co przyspiesza jej gotowanie. Na świecie istnieje wiele konkurencyjnych rozwiązań, z nakładkami pozwalającymi od razu jednocześnie grzać konserwę, ale skupiamy się na naszym polskim, z kuchenką na dole;-) (co nie znaczy że ta nakładka by mu się nie przydała).
Sam czajnik wykonany jest z aluminium, metodą wyoblania. Dostępny w dwóch wersjach – srebrny, lub nieco droższy – lakierowany proszkowo na czerwono. Funkcjonalnie różnic nie ma, pracują identycznie. Wprawiony traper w ciągu ok. 5 minut jest w stanie uzyskać 1,2 litra wrzątku. Bez ćwiczenia nie ma mistrza i zajęło nam chwilę dojście do takiej wprawy – początkowe czasy rzędu 20 minut nie były niczym dziwnym;-)
Jak zatem palić? Przede wszystkim nazbierać jak najdrobniejsze patyczki, nieco igliwia, małe, suche szyszki, trochę kartonu i inne palne drobiazgi. Można wspomóc się odrobiną paliwa żelowego BCB, albo kawałkiem rozpałki do grilla, szczególnie jeśli nie jest zbyt sucho (używaliśmy też kawałka kostki ZIP).
Widoczny na zdjęciu zapas paliwa pozwolił na sprawne, dwukrotne zagotowanie pełnego czajnika. Całość operacji zajęła ok. 10 minut (2,4 litra) i pięć osób cieszyło się kawą i herbatą. Gdybyśmy gotowali tą samą ilość wody na kuchence typu Camp Bistro – trwało by to około 12-16 minut. Butla za 15 zł (owszem, są tańsze zamienniki) wystarczyła by zatem na cztery takie zabiegi (max pięć). Zdarzało mi się uzyskanie wrzątku bez ruszania się z krzesła i uprzedniego zbierania opału – po prostu wychylałem się, zbierałem to co leżało wokół mnie i dorzucałem do paleniska.
Czajnik napełniamy wodą ciut poniżej wlewu i zakładamy gwizdek (oczywiście nie trzeba za każdym razem tankować go do pełna). Nie wolno używać go z założoną zatyczką ochronną – może się to skończyć eksplozją zbiornika pod wpływem ciśnienia pary!!!
Czajnik wymaga stałej uwagi podczas gotowania wody, najlepiej jest bowiem wrzucać stale świeże paliwo przez górny otwór, niż nałożyć zbyt dużo i zdusić płomień. Trzeba przy tym uważać aby się nie oparzyć. Najlepiej pracuje kiedy jest w nim silny płomień, wówczas grzeje całą powierzchnię komina, co przyspiesza gotowanie. Kiedy woda się gotuje – najpierw zdejmujemy czajnik z palnika, a dopiero po chwili zdejmujemy gwizdek. Odwrócenie tej kolejności, szczególnie przy pełnym czajniku, może skończyć się poparzeniem dłoni. Palenie wyłącznie kartonem jest jak najbardziej możliwe, ale trzeba go rozdrabniać i stale dokładać. Nie jest to szczególnie energetyczne paliwo i do tego mocno kopci, ale jak się nie ma nic innego pod ręką, to i karton się nada. W samochodzie na wszelki wypadek mieliśmy jeden lub dwa rozłożone kartony ze sklepu i nawet się przydały jako opał.
Palnik, czyli podstawka, po uzupełnieniu blaszaną nakładką staje się pełnoprawną kuchnią, na której można postawić patelnię, czy garnek, albo wprost konserwę. Po zakończeniu zaś wszelkich czynności związanych z pitraszeniem pożywienia – resztką wody zalewamy palenisko, opróżniamy je i wkładamy do wnętrza czajnika. Sam czajnik zabezpieczamy zaś zatyczką, aby się nie brudził wewnątrz.
Warto zrobić mały tuning swojego czajniczka – przewiercamy gwizdek w plastikowej części wiertłem o średnicy 4 mm i instalujemy kawałek rzemyka. Dzięki temu gwizdek razem z przykrywką jest zabezpieczony przed zagubieniem i nie pałęta się gdzieś w czeluściach torby;-)
W czasie całej podróży użyliśmy naszego czajnika jakieś 15-20 razy. Nie wszędzie chcieliśmy nim kopcić, szczególnie unikaliśmy tego na polach namiotowych gdzie był wyraźny zakaz grillowania, nie mieliśmy zaś oporów przed użyciem go na poboczu drogi, czy w specjalnym zakątku dla zmotoryzowanych turystów. Trzeba tylko pamiętać aby nie stawiać go na asfalcie, bo tenże może się roztopić;-)
Zestaw z kuchenką i gwizdkiem posiada również worek transportowy, ale my wybraliśmy opcjonalną torbę z brezentu. Jest ona znacznie solidniejsza niż worek i posiada przegródki gdzie można wsunąć rozpałkę, kawałki kartonu itp. Ponadto idealnie zabezpiecza sam czajnik, oraz bagaże przed czajnikiem, bo po pierwszym użyciu przestaje być błyszczący i śliczny wewnątrz komina. W torbie łatwiej też przenosić czajnik wraz z kompletem akcesoriów. Torbie nie szkodzi zupełnie fakt że mieści w sobie okopcony czajnik i kuchenkę – banalnie łatwo się ją myje jeśli jest taka konieczność.
Czajnik okazał się bardzo dobrym wyborem i na pewno przyda się turystom którzy podróżują środkiem lokomocji pozwalającym zabrać nieco więcej niż plecak, docenią go tez np. działkowcy, czy wędkarze. Koszt zakupu zwróci się stosunkowo szybko – tym szybciej im więcej wody w nim zagotujemy;-) Z nami pojedzie jeszcze na wiele wypraw.
Produkt dostępny wprost u producenta, lub w tej samej cenie w naszym sklepie:
Na plus:
- darmowe paliwo
- szybkość gotowania
- estetyka wykonania
Na minus:
- rozmiary (ale skompresować się nie da)
- brak nakładki na komin do podgrzewania jedzenia podczas gotowania wody
Zdjęcia nasze oraz producenta. Patelnia z Ikea;-) Zawartość patelni nieznana;-)